środa, 5 lutego 2014

Retrospekcja znad Warty…

Dzisiejsza rozmowa o babciach, której byłem uczestnikiem nasunęła mi takie oto wspomnienie. Było to w czasach mego dzieciństwa, a więc, trochę dawno, a były to czasy, kiedy dzieci jeszcze bawiły się na dworze/podwórku/polu, i nikt nie myślał o tym, aby gnuśnieć w domu. Z silną grupą pod wezwaniem, eksplorowałem tereny swego osiedla, jak i pobliski nadwarciański brzeg. Pod ogromną starą topolą, jeszcze do kilku lat wstecz, stała stara przepompownia, gdzie można było skryć się przed wzrokiem wielu innych eksplorerów. Wpadliśmy z impetem całą gromadką na placyk przy przepompowni i stanęliśmy, jak wryci – ktoś już tam był. Na środku ścieżki stał piękny owczarek niemiecki, a w cieniu topoli, pod murem przepompowni, para właścicieli, mocno upojonych alkoholem niewiadomej nazwy, marki i pochodzenia, drzemała sobie w najlepsze. Pies szczeknął, to i zbudzili się jego państwo, a myśmy drgnęli, ale nie ruszyliśmy się z miejsca. W końcu, co może owczarek i dwójka pijanych ludzi przeciwko bandzie dzieciaków? Pani wstała, i na chwiejnych nogach podeszła do nas i do psa. - Niepujsiesie… onniejeskrośny… - czknęła i jej pomazana malowidkami twarz wykrzywiła się w uśmiechu. Ok, tyle nam wystarczyło, aby podejść do psa, zacząć go głaskać i się nim zachwycać. Myśmy się zachwycali, Pani Pijaczka się zachwycała, świat był piękny. Wtedy jedna z koleżanek rzuciła tekst, który, o ile dobrze pamiętał brzmiał „a my u babci też mamy psa”. Ja nie miałem. Na to, Pani Pijaczka dalej głaszcząc psa, chwiejąc się i śmierdząc alkoholem rzekła swym bełkotliwym głosem: - My nie mamy babsi… my… mamy owczarka – i po tej rzeczowej uwadze odeszła w cień wraz z owczarkiem 