środa, 6 listopada 2013

Grunt, to gracja i konspiracja...

Zakopiański kościół pw. Najświętszej rodziny - bo przecież zwyczajnie świętych rodzin jest o wiele więcej, Nowakowie, Kowalscy, Gąsienice, Matwiejczuki... Naciskam żelazną klamę, rozchylam ciężkie drewniane drzwi i wchodzę do środka. Lekki półmrok, zapach muzeum, stare obrazy na ścianach, a pod nogami połyskuje nowiuteńka kamienna posadzka. Jedynie ja, jakaś kobiecina w ławce i... Bóg... Na zewnątrz cichnący już gwar Krupówek, zgiełk świata XXI wieku i posmak komercji, a ja spoglądam w twarze świętej Jadwigi śląskiej, św. Władysława Króla Węgierskiego i oczywiście Najświętszej Rodziny... Słyszę, jak na tej nowiusieńkiej posadzce skrzypią moje buty, słyszę, jak wiatr gwiżdże w szczelinach, no i słyszę, jak kobiecina w ławce mamrocze pacierze... Chodzę, podziwiam, tu św. Antoni, tam św. Andrzej, tam jeszcze św. Kaśka i Dominik, też zresztą święty... O, jest! Stolik z prasą najświętszą i skarbonka z napisem "NALEŻNOŚCI za prasę". W świątyni brał udziału w handlu nie będę, choć równie dobrze mógłbym zapłacić za bilet wstępu, jak do muzeum, omijam zatem cichutko, aby kobiecinie nie przeszkadzać Gościa Niedzielnego i Niedzielę, a wzrok mój pada na stojaczek z broszurkami o parafii i pocztówkami. O! Proszę! Za te ofiara się nie NALEŻY... No ok, ostatecznie za folderek mógłbym cosik tam wrzucić, w końcu to zawsze odrobina wiedzy, ale nie ma skarbonki, pchał się sam nie będę. Cichuteńko, bo chwila podniosła - wszak w kościele jestem - podchodzę ja do stojaczka, nawet czuję się niemal, jak złodziej, choć złodziejem przeca nie jestem, i wyciągam rękę po jeden mały folder... Wszystko robię w największym skupieniu, aby nikomu nie przeszkodzić, a ciszy Domu Bożego nie zakłócić... Foldery upchane ciasno, pewnie po to, aby nikt ich nie wyjął i starczyło na dłużej, to też chwytam ten mój jeden upatrzony mocniej, lekko pociągam, po chwili już szarpię, nadal jedną ręką, wszak w miejscu świętym obiema szarpać nie wypada, myślę sobie... O, sancta simplicitas! Było użyć obu rąk! Wyszarpałem folderek, ale w tym samym czasie stojaczek odsprężynował, przechylił się, i nim zdążyłem zareagować, pierdolnął zdrowo z ołtarzyka na błyszczącą posadzkę wydając przy tym, w ciszy kościoła, odgłos równy stu grzmotom, skutecznie zagłuszając moje skrzypiące buty i szepty kobieciny z ławki... Cały w pąsach, szybciutko pozbierałem stojaczek, foledry i pocztówki i odprowadzany, jak zdawało się, potępiającym wzrokiem świętych Jadźki i Kaśki, usunąłem się z miejsca, w którym jawnie gniew boski objawić się raczył ;)

2 komentarze:

  1. NO tak to jest , jak ateista próg Domu Bożego przestąpi:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sw Kaska musiala traume przezyc! haha Ps. Uwielbiam Twoj styl pisarski i to w jaki sposob widzisz swiat wokol siebie! Kaska (nie do konca swieta)

    OdpowiedzUsuń