środa, 30 października 2013

Zachwyt Karka… bezcenne…

Są sytuacje w życiu człowieka, powodujące tak silne wrażenia i związane z nimi emocje, za które naprawdę nie zapłacisz kartą MasterCard. Otóż, żadna to nowina, ale zaznaczyć muszę – jechałem pociągiem. Wracałem już do Poznania, rozsiadłszy się wygodnie w przedziale i zacząłem przeglądać, miejscami czytać, album będący pokłosiem – nie złotym żniwem – wystawy „Z dziejów Polek”, która odbyła się w Teatrze Wielkim w Warszawie w 2004 roku. Album pięknie wydany, pod patronatem Poczty Polskiej, co już samo w sobie nadaje mu pewną wartość, a zdjęcia i biogramy w nim przecudne. Nie dziwi nic, organizatorami wystawy byli Janusz Pulnar, Xymena Zaniewska, Mariusz Chwedczuk. Ale nie o nich tutaj chciałem, bo w porównaniu z Panem Karkiem, który dosiadł się do mojego przedziału, tamta trójka absolutnie wymięka. Kark, jak kark, łysa głowa, podobna do mojej, jednak nieco większych, może bardziej, jakby napuchniętych rozmiarów, solidny byczy kark z serii – panie, żeby mieć taki kark, to trzeba ale żryć! pada odpowiedź: panie, ale to trzeba myć! – sportowe jego odzienie, but takowyż, solidne mięśnie pod ciuchami i takiż brzuch solidny – widać, Pan Kark dawno na siłowni nie był. Jedziemy tak sobie; ja, jakaś pani promotor sprawdzająca pracę magisterską swojej studentki, wytatuowany śpiący pod oknem kolo, no i Pan Kark. TattooMan śpi, Pani Promotor sprawdza, ja czytam, Pan Kark patrzy. Mija odpowiednia ilość czasu, ja odkładam album obok siebie, na co, zdaje się, że czekał Pan Kark, bo nachyla się do mnie i pyta: - Przepraszam, czy mógłbym zobaczyć tę książkę? - Jasne, pewnie, proszę! – odpowiadam zupełnie zaskoczony, ale w sumie też i w jakiś sposób zadowolony, bo to jednak zawsze sprawia, że człowiek zdaje się mniej, jakiś taki, grubiański, przerażający, kiedy wykazuje jakieś zainteresowanie książkami. Pan Kark z namaszczeniem niemal, bierze album, z zadziwiającą troskliwością i delikatnością przerzuca karty, wczytuje się w biogramy sławnych Polek, coś tam sobie chwilami chrząka, wzdycha. Ja czytam w tym czasie o wojennych losach członka sonderkommanda z łódzkiego getta, ale ukradkiem obserwuję Pana Kark. Zadziwiający to obrazek i nieprędko zdarzy się ponownie taki oglądać. W końcu widzę, że dotarł do końca albumu, studiuje jeszcze bibliografię i oddaje mi album. Oddał, ja odłożyłem obok siebie, a Pan Kark rzecze do mnie: - Świętna książką, naprawdę. Tak sobie tylko przejrzałem, ale świetna książka – robi minę pewniaka, a la Hela z reklam Plusa, kiwając przy tym twierdząco głową. – I pomyśleć, że mieliśmy tylu tak zdolnych i utalentowanych ludzi – zachwyt Pana Karka nad ludźmi kultury, sportu, polityki, historii, jest bardzo wyraźny i pokaźnych rozmiarów, jak on sam. Autentycznie, niemal umarłem z wrażenia i zdołałem tylko wydukać: - Nooo, tak… Nadal trochę takich mamy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz