wtorek, 22 października 2013

Mecenas...

Podczas szkolenia, które ja prowadzę, trwa zażarta dyskusja. W jej trakcie pojawia się kwestia, która dziwi tak mnie, jak i część uczestników szkolenia. Toż to istna herezja, a zatem, dojrzała potrzeba jej obalenia. Tłumaczę, wyjaśniam, dyskutuję, mówię, że nie, to nie tak, tak nie można. Grupa zdaje się być przekonana, ale ja w przerwie odczuwam potrzebę podzielenia się tymi informacjami z kimś ode mnie mądrzejszym. Wiadomo, mądrego, to i przyjemnie posłuchać. Takoż, wyszedłem ja przed ośrodek w Zakopanem, przeszedłem przez uliczkę na drugą stronę i zaaferowany rozmawiam przez telefon. Opowiadam, gestykuluję i chodzę sobie wokół ogrodzenia posesji, nagle doszedłem do otwartej bramy i zupełnie bezwiednie zacząłem sobie w tę bramę wchodzić i wychodzić, wchodzić i wychodzić, no i krążę tak sobie prostopadle do ulicy. Dodać należy, że ubrany byłem w garnitur, koszulę, czarne półbuty, a okulary i łysa głowa dopełniały pewnej całości. Nagle, kątem oka, którego przecież nie mam – kątka, a nie oka – dostrzegłem zataczającego się człowieka. Pijaczek ów, pan w średnim wieku, chudzinka na pałączkowatych nóżkach, w rozwianej kurtce i takiejż fryzurze, o pociągłej twarzy, długim nosie i sumiastym wąsie pod tymże nosem, gaworzy coś sobie niezrozumiale. Idzie drugą stroną ulicy, więc nie robię sobie zupełnie nic z niego, nawet nie zwracam na niego uwagi przez chwilę dłuższą niż mgnienie oka. Ale nagle, nadal tym samym kątem oka, widzę, że Pijaczek przechodzi przez ulicę, zmierza w moją stronę i wydaje z siebie całkiem zrozumiałe już słowa. A rzecze on do mnie tak: - Te, mecenas! Mecenas, ej, kurwa! – nadal myślę sobie, że to może nie do mnie, bo przecież niby dlaczego tak. Rozmawiam dalej przez telefon. - Mecenas, Ty wypierdalaj, kurwa, do siebie, ale już! Tam, o! – wersalskim tonem zwraca się do mnie Jegomość Pijaczek. Widzę, że słowa te kieruje na pewno do mnie. Niepewnym, mocno chwiejnym krokiem swych pałączkowatych nóg, mija mnie lekki łukiem, zupełnie niezamierzonym, ale znosi go ewidentnie wypity alkohol i wykrzykuje swoje pozdrowienia w moją stronę. - Wypierdalaj, kurwa, mecenas! Do siebie! Polaków niszczysz! Chcecie polski naród wykończyć! Wypierdalaj do siebie, mecenas! – pozdrawia mnie kwieciście Pijaczek, a ja dębieję, bo zwraca się do mnie patrząc mi prosto w oczy i aż dziw, że nie robi tego w liczbie mnogiej, bo głowę daję, że widzi mnie podwójnie, jeśli nie potrójnie. Szok wielki przeżywam, bo o ile mi wiadomo, ja nikogo nigdy nie ciemiężyłem, a już na pewno nie Polaków i nie ten wszakże ‘polski naród’. No, bywało, moi przodkowie może i owszem, czasami. Ale ja? I skąd do ciężkiej cholery, ubrdał sobie tego mecenasa?! Skończyłem rozmawiać, i nadal tytułowany Mecenasem, w asyście coraz to ciekawszych inwektyw i wymyślań przeszedłem przez ulicę i stanąłem na schodach ośrodka. Odwróciłem się i… dopiero wtedy ujrzałem, że na domu na posesji, po której spacerowałem, dokładnie na ganku, widnieje napis „Kancelaria Radców Prawnych”. Mhm… od dzisiaj, mówcie do mnie per Mecenas :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz