sobota, 12 października 2013

Pani McCluskey i drukarka...

Wchodzę ja sobie do budynku, wdrapuję się po schodach na wysoki parter, kieruję się powoli ku następnym schodom, aby po nich wskrabać się do Sali szkoleniowej, gdzie już za moment stanę twarzą w twarz z trzynastką chłonnych wiedzy uczestników. Na wysokim parterze skręcam lekko w prawo, tuż obok kontuaru stanowiska obsługi klienta, gdzie na wysokim blacie stoi zmora wielu pracowników każdego biura, wielofunkcyjny drukarko-kserokopiaro-skaner, który niemal pierze i prasuje, ale nie serwuje obiadów. I nie byłoby w tym obrazku niczego nadzwyczajnego, gdyby przy drukarce, niemal na palcach, nie stała, jako żywo, Karen McCluskey, urocza zgryźliwa sąsiadka z Wisteria Lane w Gotowe na wszystko. Może nieco młodsza, ale i tak dość rodzynkowata, ten sam kolor włosów i niemal identyczna fryzura, troszeczkę na pazia. Natychmiast zwolniłem kroku, aby móc sobie poobserwować Panią McCluskey i jej zmagania z drukarką. Otóż, Karen, jako, że raczej nikczemnego wzrostu, stając na palcach włożyła do urządzenia jakiś dokument i starała się go zapewne powielić. Po omacku wciskając przyciski na szczycie urządzenia z miną eksperta, niemal, jak prawdziwa Pani McCluskey, kiedy ją mijałem, zadumawszy się chwilę rzekła: - Hmm… Coś jest chyba nie tak. Ha! Pewnie, że jest. Zawsze będzie, o ile na ślepo wciśniemy niemal wszystkie możliwe przyciski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz