sobota, 23 listopada 2013

Babcia i słowotwórstwo...

Siadłem za stołem, na którym niemal błyskawicznie pojawił się obiad - niczym za przyczyną zaklęcia 'stoliczku nakryj się', następnie kawa i ciastko. Babcia usiadła po przeciwnej stronie i z lubością gospodarza, który patrzy, jak jego tucznik wymiata z koryta, przyglądała się, jak jem. Nagle przerwała ciszę: - Jak minęła podróż? Jak się jechało? - zagadnęła. - O, nawet nie pytaj. Jechał razem ze mną bachor, nad którym matka absolutnie nie panowała, a on darł się, jak zarzynana świnia. - streściłem szybko traumatyczną podróż, nie zastanawiając się nawet nad tym, że jakoś dziwnie dużo świńskich skojarzeń mi wyszło. - No, to pewnie miał to... no wiesz... Ahedanea - najspokojniej w świecie skomentowała Babcia, mając na myśli ADHD. Było nie było, może warto pomyśleć, czy Ahedanea nie powinna wejść do katalogu imion chrześcijańskich? ;)

1 komentarz:

  1. Oj, musiałam sobie kilka razy przeliterować na głos, chyba się nie przyjmie.... choć nie powinnam być sceptyczna mając w klasie np. Vanessę :)

    OdpowiedzUsuń